Obserwuj mnie na insta, zwiedzaj świat i wygrywaj :)



wtorek, 17 grudnia 2013

Relacja live prosto z... łazienki!

Kiedy któregoś dnia wróciłam zmęczona do domu i zobaczyłam odebraną przesyłkę na moim krześle od razu uśmiechnęła mi się buzia. Nic tak nie poprawia humoru jak kurier czy listonosz z przesyłką skierowaną do nas. I pewnie nie tylko ja tak mam, ale i większość z Was? Przyznać się! Kto:)?
Otwierając papierową torbę spodziewałam się tego, co zobaczyłam, ale nie w takich rozmiarach ;)


Z paczki wyskoczył i uśmiechnął się do mnie Ciastek pokaźnych rozmiarów. Na zdjęciach produktowych nie wygląda tak potężnie, ale ucieszyłam się co nie miara, bo pierwsze wrażenie i to co pomyślałam [jak wiadomo decyduje pierwsze 7 sekund-wiem, że dotyczy to ludzi, ale innych rzeczy chyba też;)], to że pudełko jest świetne i przyda się na pewno jeszcze na coś innego! Np na mieszkanie dla mojej biżuterii, albo pudełko na pierniczki, albo na jeszcze milion innych zastosowań, których nie potrafię w tym momencie przytoczyć.
Oczywiście pierwsze wrażenie wizualnie i gabarytowo pozytywne, nie zastanawiając się dalej otworzyłam pudełko, by sprawdzić zawartość... I co się okazało?


...Że w środku znajduje się cały kosmetyczny zestaw The Body Shop z serii Ginger Sparkle. Łatwo się domyślić, że motyw przewodni tej limitowanej serii świątecznej to imbir.
Nigdy nie przepadałam za imbirem. W barach, gdy brałam piwo to zawsze z sokiem malinowym, albo wiśniowym, bo imbir kojarzył mi się z czymś gorzkim i raczej w męskim stylu. Z natury uwielbiam słodkie zapachy dlatego z limitowanych kolekcji pewnie bardziej przypadł mi do gustu Cranberry Joy, albo Vanilla Bliss, które Body Shop również ma w swojej ofercie świątecznej.
Ale podsumowując kwestię imbiru i zapachu to pozytywnie się rozczarowałam, bo aromat nie był mocny, gorzki i drażniący, a delikatny z nutą cytrusu i bardziej słodki niż gorzki jak to sobie zwykle wmawiałam. Także drugi plus [zaraz po opakowaniu] mogę doliczyć w skali oceny ogólnej.

Na początek zapoznałam się z produktami, które były w pudełku, a jego zawartość dokładnie przedstawia się tak:

Żel peelingujący [cena:65 zł!]


Masło do ciała [cena:69zł - sic! naprawdę taka]

 Żel pod prysznic [cena: 27zł]

i jeszcze piękne małe mydełko w kształcie serca. [cena: 11,90zł] 
 Ale tak ładnie wygląda zapakowane, że jeszcze go nie odpakowałam;)

Gdybym wcześniej wiedziała, że mam do czynienia z towarem luksusowym pewnie obchodziłabym się jak ze złotem, a tak w pełni nieświadoma odłożyłam zestaw do soboty, bo akurat wtedy zaplanowałam sobie małe spa, wieczór tylko dla mnie, co wiąże się z projektem 22 do 2014!

Uwaga [szczególnie Panowie!] Przechodzę teraz do sedna postu, czyli relacji prosto z mojej łazienki! Osoby o słabym sercu i wygórowanych wrażeniach estetycznych proszone są o pominięcie tej części, bo będzie nagość;)

Na początek .jak to w każdej mojej ulubionej kąpieli - piana! Odgrywa tu kluczową rolę związaną z odczuwaniem przyjemności i poddaniem się głębokiemu relaksowi. Do tego zatrudniłam żel od Body Shop, który pięknie spienił mi wodę i przyjemnie wypełnił łazienkę lekkim zapachem, jak już wspomniałam wyżej. Do tego jak dowiedziałam się z ulotki - żel nie zawiera mydła i ma w sobie miód, co było czuć po lekko słodkawej woni. Zadanie spełnione bardzo dobrze. Plus dla żelu.


Następnie poszedł w ruch żel peelingujący o niebagatelnej cenie. Wygląd bardzo kuszący! Przypominający zatopione kawałeczki bursztynu w bursztynowej nalewce. Zdecydowanie wielki plus! I wizualnie i 'manualnie'. Dla mnie peeling absolutna rewelka! [razem z masłem, ale o tym trochę niżej]



Tak jak już wspomniałam - dla mnie rewelka! Przy aplikacji nie pieni się mocno tylko delikatnie, a skóra jest po nim mega gładka, a miód który jest tu dodatkowo użyty świetnie nawilża skórę. Usiąść potem w pozycji noga na nogę się nie da;) Bo noga samoczynnie zjeżdża po drugiej. Zdecydowanie mój numer jeden tego zestawu!

I na koniec również moje ulubione masło, które zdobyło moje serce [chyba lubuję się w luksusowych kosmetykach] z ekstraktem imbirowym i masłem Shea z Ghany. Działa dokładnie tak jak zostało napisane, potwierdzam w 100%: "Szybko wtapia się w skórę, odżywia ją i pozostawia miękką, gładką i nawilżoną do 24 godzin." Świetne efekty daje razem z peelingującym żelem. Takie zestawienie sprawi, że skóra będzie naprawdę apetycznie wyglądać, a same będziecie się czuły jak z alabastru.

Konsystencja masła jest dość stała. Nie rozlewa się na wszystkie strony, trzeba mocniej nabrać żeby nałożyła się na palce. Też na plus.

Przed nałożeniem


Zastanawiałam się czemu taki zestaw jest dość drogi i biorąc pod uwagę sam opis produktu jest on kreowany jako zestaw luksusowy, czyli taki na który nie każdy sobie może pozwolić, ale jak już sobie pozwoli to na pewno nie będzie żałował!
Nie tylko ze względów kosmetyczno-estetycznych, ale i duchowych! Dlaczego? Bo The Body Shop przekaże 200 tysięcy funtów ze sprzedaży właśnie tych limitowanych zestawów na budowę 5 szkół z różnych zakątków świata.
Świetna wiadomość! Cieszę się, że ta marka propaguje takie zachowania. Szczególnie, że temat dzieciaków, ich uczenia i podróży jest mi bliski, więc trafione w sedno jeżeli chodzi również o moją działalność [jak oni to zrobili?] Szkoły w Indiach, Hondurasie i Ghanie na pewno się ucieszą [swoją drogą świetnie by było sprawdzić na żywo jak te szkoły funkcjonują, jak wyglądają, jak się tworzą dzięki pieniążkom zebranym przez niejedną osobę w Polsce. Pewnie wyszłaby z tego ciekawa relacja!] Edukacja jest najważniejsza! A jeżeli dzięki temu, że kupimy taki zestaw komuś zafunduje np lekcje angielskiego to wchodzę w to w ciemno! Teraz i peeling i żel mają dla mnie wielką wartość i 65 zł to jest nic w porównaniu do kwoty jaka potrzebna jest na stworzenie szkoły z prawdziwego zdarzenia. Działania o których czytam, a które Body Shop wspiera poprzez Wspólnotę Uczciwego Handlu w krajach na całym świecie godne podziwu!
Tak powinno budować się markę! Nie tylko brać wszystko dla siebie, ale pokazać, że jest się również dla ludzi, innych ludzi. Czasem takich, którzy w życiu nie widzieli żelu pod prysznic...

Brawo The Body Shop! Mimo, że relacja powstała w ramach testowania produktu konkursowego. To jednak zgłębienie się w filozofię firmy, działania i jej produkty zdecydowanie zachęcają do korzystania z usług, bo wiem, że jest to firma odpowiedzialna i traktująca ludzi jak ludzi, a nie jak klientów, którym trzeba opchnąć towar, bo się nie zarobi.

Na początku zestaw imbirowy potraktowałam powierzchownie i sceptycznie, ale z każdym krokiem było coraz lepiej i teraz mogę śmiało stwierdzić, że to produkt na 5 zarówno pod względem efektów jak i filozofii. Także warto czasem sprawić sobie, albo bliskim odrobinę luksusu:) The Body Shop idealnie się do tego nadaje!

Pozdrawiam
Kasia

5 komentarzy :

  1. chętnie bym wypróbowała te kosmetyki, cudnie wyglądają i pewnie jeszcze lepiej pachną :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ fantastyczne! I opakowanie i zestaw :D

    OdpowiedzUsuń
  3. ahahahaha goła Janka z pianki! <3 szał, ale zazdrocha, bo uwielbiam the body shop :P

    OdpowiedzUsuń
  4. O nie! Gdzieś kiedyś przewinął mi się konkurs czy testy tego produktu i odłożyłam zgłoszenie na później, a teraz żałuję niesamowicie! Jaki cudowny zestaw ♥ A pudełeczko...bajka!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz wnoszący coś w dyskusję. Na teksty typu: 'świetny blog, wpadnij do mnie, super u Ciebie obserwujemy?' nie odpowiadam! Komentarze reklamowe maskujące i prowadzące do innych stron będą bezwzględnie usuwane!

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie części lub całości tekstów, zdjęć, grafik, materiałów video i innych zawartych na tej stronie w formie elektronicznej lub jakiejkolwiek innej będącej własnością autora bez jego zgody zabronione.